wtorek, 22 stycznia 2013
filmy świąteczne puszczają w tv nawet latem
na wstępie totalnie się zdyskredytuję: proszę Państwa, przyznaje się, że nie płaczę w kinie. Ja płaczę wszędzie... Hymn- oczywiście, człowiek ratujący drugiego człowieka/stworzenie/książki/tradycję- oczywiście, kampanie społeczne, książki, filmy- tak , ja płaczę, jestem poruszona, wzruszona i rozbeczana. Każda niesprawiedliwość, nieszczęście mnie rozkłada na miliardy kawałków. I płaczę. Byłaby to poruta totalna, gdybym tylko płakała, ale czasem ten płacz porusza do działania. I czasem działania się udają, coś się dzieje, coś dobrego. Zatem, od biedy, można mi wybaczyć płaczliwość.
Popłakałam się kolejny raz przy świątecznym filmie- no, może to i klasyk, że baba się wzrusza. Ale tak sobie pomyślałam, co jest dobrego w takich filmach? Dobrze się kończą (to ważne, wbrew pozorom- dla wszystkich), jest misja dobrych uczynków, myślenia o bliskich, o potrzebujących ciepła i miłości. ok, wszystkie świąteczne story z choinką w tle to mają. a co z ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi? Ano, tak. Pojawiają się wątki (Kevin w NY), że zyski idą na szpital, itp.
a dziś ponownie obejrzałam Miracle on 34th Street (Cud na 34 ulicy, czasem tłumaczony jako: Święty Mikołaj z 34 ulicy). I popłakałam się, oczywiście. Jedną z niezapomnianych scen jest sytuacja, gdzie matka sadza na kolanach Mikołaja córkę, i mówi, że ta jest głucha, zatem wystarczy, że Mikołaj się uśmiechnie. Na co Święty, po wymianie spojrzeń, zaczyna migać do dziecka, świetnie się dogadując.
to jedna z fajniejszych motywacji, by uczyć się jeszcze więcej, ponad program języka migowego. Podobno na egzaminie na tłumacza jest pytanie o marzenie, ja już wiem co wymigam. Egzamin będzie pewnie dopiero w kwietniu, ale jako Mikołajowa chciałabym, żeby nie tylko wszyscy pomocnicy Świętego znali migowy, choć w 2013 zadowolę się akcją Żaden Mikołaj nie miga się od Migania. No. A gdybyście się latem natknęli na zimowe filmy, to szukajcie migających Mikołajów :)
i mój Chillout się zgadza, wspiera, popiera- skoro właśnie przy mnie chrapie, to znak jest niewątpliwy. To kot w kolorze piernika (brąz z mąką), w dodatku ma łapkę umoczoną w lukrze. Świąteczny cud każdego dnia.
wracam do żywych
taaak, do żywych w cyberświecie to jakiś oksymoron chyba... Po ciężkich chorobach, które ciągną się od grudnia, a nadal jestem na antybiotykach, ale wracam. Dziś jeszcze bez prac, ale z zapowiedzią. Wracam do wianków i q-zabaw, bo mnie zdjęcie z ukochanych Gór Kaczawskich szalenie zdopingowało:
Prawda, że cudne? aż się chce coś skręcić... quillingowo, oczywiście :)
Byłoby zdjęcie pracy zbiorczej (mojej i Osobistej), ale rzecz jasna, zapomniałyśmy o zrobieniu zdjęcia. Zrobiłyśmy Dziadkom coś w klimacie ikony z Matką Boską Zielną, wyszło ciekawie. Przy jakiejś okazji zrobimy foto, bo została Maryjka w górach...
Subskrybuj:
Posty (Atom)